ODRA W PIGUŁCE.

ODRA W PIGUŁCE.
Ładuję... 202 wyświetleń
ODRA W PIGUŁCE.

Sukces w czasie wędkowanie metodą feeder w rzece to nie tylko kwestia odpowiedniego sprzętu, choć jest on bardzo ważny i liczy się każdy detal, nie jest to nawet kwestia przynęty czy mieszanki zanętowej, choć i w tym przypadku jakość i odpowiedni dobór do łowiska ma duże znaczenie.
Moim zdaniem kluczową sprawą jest czytanie rzeki.
Musimy zdać sobie sprawę z tego, że bez zrozumienia zależności pomiędzy prądem wody, jego siłą a ukształtowaniem dna trudno nam będzie wskazać miejsca przebywania ryb.


Rzeka, zwłaszcza duża, nizinna, ciągle się zmienia, bo wraz z okresowymi zmianami poziomu wody, przede wszystkim związanymi z wiosennymi przyborami, ale przecież i w czasie obfitych opadów nawet latem rzeka potrafi gwałtownie przybrać.
Silny nurt rzeźbi dno rzeki na nowo, nanosi przeszkody, na wielu odcinkach zmienia się cały rzeczny krajobraz. W tej sytuacji ryby muszą szukać nowych żerowisk, podobnie zresztą w czasie letnich niżówek, gdy opadająca woda także wpływa na sposób zachowania się ryb. Dlatego rzekę trzeba obserwować i wyciągać wnioski.
Z mojego doświadczenia wynika, że najlepsze są pierwsze główki na zakręcie po zewnętrznej stronie nurtu, tam zbiera się bowiem najwięcej pokarmu. Na pewno ciekawymi miejscami są główki tzw. „śmieciowe”, czyli takie, w okolicach których prąd nanosi bardzo dużo naturalnego pokarmu, ale także różnego rodzaju śmieci.I choć są to miejsca bardzo obiecujące, to jednak trzeba mieć świadomość, że w tych miejscach wędkowanie jest często utrudnione z powodu zaczepów i różnych śmieci czepiających się żyłki. W miejscach wokół główek, w których następuje spowolnienie nurtu, ryby mogą zaoszczędzić trochę tej energii, którą mogłyby stracić gdyby poszukiwały pokarmu w głównym nurcie. W tych miejscach nie znajdziemy jednak brzan, które jako ryby prądolubne wprost uwielbiają przebywać w silnym nurcie i zerować na kamiennych prostkach.
Bardzo lubię główki mało uczęszczane; dzięki temu, że wędkarze rzadziej tu zaglądają  można sobie taka główkę zanęcić typowo pod siebie. Często łowię w klatkach przed następną główką, na tak zwanym napływie. W tych miejscach można spotkać ryby prądolubne czyli jazie, klenie, a czasami także płocie, nierzadko leszcze, choć trzeba to powiedzieć jasno, że w takich miejscach jest raczej rzadkim gościem. Leszcze bowiem trzymają się raczej pogranicza nurtu i spokojnej wody.
Bardzo ważne jest sprawdzenie ukształtowania dna, w tym celu stosuję ciężarka ważącego około 80-100 gram który pozwala mi także sprawdzić, czy w łowisku nie ma zaczepów. Jeżeli jest taka możliwość, odwiedzam rzekę przy niskich stanach. Wtedy rzeka odsłania wiele swoich tajemnic, w tym ukryte konary, korzenie, głazy, można zorientować się, jak kształtują się rynny i w których miejscach znajdziemy dołki. Kierując się tą wiedzą należy szukać odpowiedniego miejsca na zasiadkę.
Bardzo dobrymi miejscami okazują się być wszelkie zakręty, główki, dołki i odcinki w których nurt jest spowolniony. Ponadto, w takich miejscach woda stosunkowo szybko się nagrzewa, co sprzyja żerowaniu  ryb.

Mój zestaw
Wielu wędkarzy zadaje sobie pytanie: żyłka czy plecionka? Moim zdaniem plecionkę lepiej używać wiosną i późną jesienią, gdy brania są delikatne, a rozciągliwość żyłki powoduje, że wielu brań nie jesteśmy w stanie zobaczyć.
A zatem, w zależności od pory roku, mój zestaw składa się z żyłki 0,20 mm lub plecionki 0,12 mm, na której znajduje się przelotowo koszyk zanętowy.
Ważna uwaga – gdy zestaw buduję na żyłce używam skrętki, w przepadku plecionki jest to amortyzator gumowy.
Podczas montowania zestawu pamiętajmy, że skrętka powinna być dłuższa o ok. 2 cm od założonego na nią koszyczka. Zapobiega to splątaniom zestawu. Na końcu skrętki montuje łącznik do szybkiej wymiany przyponu.
Długość przyponu jest zależna od siły nurtu, ja najczęściej stosuję przypony od 70 cm  do nawet 2,5 metra.  Trudno jest jednoznacznie określić grubość przyponu, bo jest to zależne od wielu czynników, ale osobiście najczęściej stosuje przypony z żyłki w średnicach od 0,08 do 0,14 mm, do przyponu wiążę haczyki od nr 14 do nr 22.
Bardzo często zmiana haczyka na mniejszy i pocienienie przyponu przynosi oczekiwane brania.

Dobieranie ciężaru koszyczka
Częstotliwość brań niemal zawsze związana jest z odpowiednią delikatnością zestawu, dlatego bardzo ważną rzeczą jest dobranie możliwie najmniejszego obciążenia, które mimo mocnego nurtu będzie w stanie utrzymać przynętę w jednym miejscu.
Krótko mówiąc, koszyk i ciężarek musi mieć wagę na tyle dużą, aby nurt rzeki nie ściągał nam go z miejsca  łowienia. Optymalne parametry uzyskuję stosując metodę prób i błędów: zakładam koszyczki, stopniowo zwiększając ich wagę, aż do momentu, kiedy to prąd rzeki nie będzie go znosił. Czasami stosuje koszyki z wąsami które pozwalają obniżyć wagę koszyczka o kilkadziesiąt gram

Nęcenie wstępne.
Bardzo ważną rzeczą jest rzucanie zestawu w to samo miejsce. Jeśli chodzi o zachowania jednakowej odległości wędkowania to dobrym rozwiązaniem jest zaciśnięcie żyłkę na klipsie kołowrotka, bo wtedy wtedy mamy pewność, że łowimy w tym samym miejscu i zanęta nie będzie rozrzucona po całej rzece.
Istotny jest także kierunek rzutów. Najlepiej jest obrać sobie jakiś charakterystyczny punkt po drugiej stronie rzeki, np. drzewo, i za każdym razem rzucać w jego kierunku.  Podczas wstępnego nęcenia rzucam kilkanaście razy koszykiem wypełnionym zanętą, w tym przypadku, oczywiście, zdejmuję przypon. Po opadnięciu koszyka na dno z zanętą odczekujemy około 30 sekund, po czym energicznie podrywamy 2-3 razy koszyk z dna, a w tym czasie wysypuje się na dno. Gdy brania ustaną czynność tę można powtórzyć, choć często pierwsze zanęcenie plus to co wrzucimy podczas łowienia w zupełności wystarcza.

Zanęta i przynęta
Zanęta, którą stoję w czasie wędkowania w rzece, jest najczęściej moją kompozycją uzależnioną od tego co w danym dniu chcę łowić. I tak, gdy poluję na leszcze klenie jazie, w mojej zanęcie znajdują się grubsze frakcje, gdy natomiast moim celem są ryby drobniejsze, na przykład płocie, certy czy świnki, stosuję zanętę z drobniejszymi frakcjami.

Zapach, który używam do wzbogacenia zanęty, zależy od pory roku oraz gatunków ryb, które chcę łowić. Paleta jest dość szeroka, w tym anyż, kolendra, piernik, wanilia, czosnek, a także zapomniany przez wielu nostrzyk, który daje często niesamowite efekty. Jednak najczęściej używamy gotowych atraktorów.
Kolor mieszanki zanętowej uzależniam od przejrzystości wody; wczesną wiosną,  gdy woda jest czysta i wykazuje dużą przezroczystość, zanęty barwię na ciemne kolory, by upodobnić zanętę do dna. Gdy woda staje się mętna, np. po opadach deszczu, stosuje raczej jasną glinę.
Często korzystam z gotowych zanęt, ale stanowią one dla tylko bazą do wykonania własnej mieszanki. Wzbogacam ją, między innymi, mielonymi ciastkami, ziarnami konopi, parzonym białym robakiem lub pinką. Do jej namaczania stosuję  wodę z melasą.
Jeśli chodzi o stopień nawilżenia to najczęściej stosuję zanętę  przemoczoną, co gwarantuje mi dłuższą pracę w koszyczku. Sucha, niedomoczona zanęta jest szybciej wymywana z koszyczka. Jeśli uciąg wody jest duży, zanętę dodatkowo sklejam mielonymi płatkami owsianymi lub bentonitem.
Na haczyk najczęściej zakładam białe robaki (grube haczykowe, a także pinki, czasami larwy ochotki). Kombinacje kolorów i różnych robaków często prowokują ryby do brań, dlatego jak nic się nie dzieje warto poświęcić nieco czasu na kombinacja, praktycznie zawsze przynosi to efekty.

Robert Rybczyński

Komentarze
Zostaw swój komentarz
Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany
© 2020 Tandem Baits